Być w Norwegii i nie wejść na Gaustatoppen? Tej góry nie można odpuścić. Szczególnie gdy chce się zobaczyć z jej szczytu 1/6 kraju. Albo chociaż spory jego fragment, bo chmury mogą szybko przysłonić horyzont. My zdecydowaliśmy się zdobyć ten wznoszący się na wysokości 1883 m n.p.m. wierzchołek.
Dojazd za free
Pod Gaustatoppen postanowiliśmy przyjechać od strony północnej. Aby uniknąć opłat zdecydowaliśmy się pokonać trasę z Kongsberga drogą nr 37. Niechęć do płacenia za tutejsze drogi często zaprowadzała nas w urokliwe regiony. I tym razem nie było inaczej. Była to jedna z piękniejszych tras na jakie mieliśmy trafić podczas podróży przez Norwegię.
Tuż przed górskim miasteczkiem Rjukan znajduje się zjazd na krętą i stromą drogę. Aby dostać się na jej najwyższy punkt oraz parkingi dla odwiedzających trzeba pokonać około 10 kilometrów podjazdu, który serpentyną wije się po zboczu wyprowadzając podróżnych około 1000 m wyżej. Nieopodal opada kaskadami rzeka wypływająca z jednego z wielu tutejszych jezior polodowcowych, Kvitåvatn.
My pokonywaliśmy ten odcinek późnym wieczorem, dlatego nie przejmowaliśmy się zbytnio, kiedy Bombel powolutku, z wbitą dwójeczką w skrzyni biegów brnął przed siebie z charakterystycznym dla siebie wyciem silnika. Na drodze byliśmy sami, więc nasza jazda około 20 km/h nikomu nie przeszkadzała.
Płatne parkingi vs darmowe zatoczki
W końcu pojawiliśmy się na wypłaszczeniu i zaczęliśmy mijać niewielkie zatoczki. Zdecydowaliśmy się na wykorzystanie jednej z nich aby zaparkować Bombla, przespać się i rankiem ruszyć na szczyt góry. Istnieje również możliwość pozostawienia samochodu na jednym z dwóch dużych, płatnych parkingów (150 Kr za 24 h). Tę opcję wybierało sporo osób (przede wszystkim kamperowców). Nas odstręczała myśl, że mielibyśmy spać z widokiem na samochody sąsiadów za oknem i jeszcze za to płacić. Wybraliśmy sporą zatoczkę nad jeziorem Heddersvant (59.842404, 8.704169).
Wczesnym rankiem obudziły nas owce, które opanowały tutejsze zbocza. W Norwegii bardzo trudno nie trafić na nie chodzące samopas. Pobrzdękiwanie dzwonków zawieszonych na szyjach zwierząt słychać niemal wszędzie. Udało się nam odgonić kilka owiec, które ocierając się o boki Bombla rozkołysały go do tego stopnia, że nie dało się spokojnie spać.
Zamarudziliśmy w łóżku jeszcze godzinkę nim zdecydowaliśmy się wyrwać z objęć Morfeusza. Zatoczka zdążyła zapełnić się do tej pory i po obu stronach naszego domu na kółkach widok pozasłaniały samochody.
Skrót na Gaustatoppen
Zauważyliśmy, że niektórzy z przybyłych rozpoczynają wędrówkę pod górę tuż przy zatoczce na której spaliśmy (przejście poza szlakiem nie było zakazane, a gdzieniegdzie widzieliśmy grupki ludzi zbierających jagody na zboczach). To pocieszyło nas, ponieważ sądziliśmy, że jedynymi opcjami pozwalającymi wejść na szlak na Gaustatoppen jest wcześniejsze dotarcie do któregoś z płatnych parkingów. Wybierając tą dziką ścieżkę zaoszczędziliśmy sobie chodzenia.
Kiedy byliśmy gotowi wdrapaliśmy się na ścieżkę powyżej drogi i rozpoczęliśmy podejście. Około 150 metrów nad nami widzieliśmy piechurów podążających na szczyt oficjalną ścieżką.
Wędrówka pod górę skrótem wymaga użycia zdecydowanie więcej siły niż w przypadku szlaku biegnącego od parkingu przy Stavsro. I niejednokrotnie trzeba kierować się bardziej na azymut. Mijaliśmy stada owiec pasące się na trawie i ignorujące nas, jakby widok człowieka nie robił na nich większego wrażenia. No tak, byliśmy na ich terenie i zapewne nie stanowiliśmy nazbyt niezwykłego widoku.
Alternatywa dla pieszej wycieczki
Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy w końcu do szlaku biegnącego od niższego parkingu nieopodal Svineroe oraz dolnej stacji kolejki.
Wspomniana kolejka jest dobrą (i dosyć drogą – osoba dorosła musi zapłacić około 300 Kr) alternatywą dla wspinania się po zboczach Gaustatoppen. Pozwala w kilka minut z parkingu wjechać podziemnym tunelem wydrążonym w skale na wysokość około 1830 m n.p.m.
Po dotarciu do górnej stacji można wyjść na tarasy widokowe z których rozpościera się cudowna panorama na okolicę oraz wierzchołek Gaustatoppen. Na miejscu skorzystać można z toalety (płatnej) oraz niewielkiego schroniska oferującego jedzenie (zamyka się o 17.00).
Ciekawostką jest, że w budowę niektórych fragmentów szlaku, a przede wszystkim jej górnego odcinka (gdzie zbudowano szerokie schody) zaangażowani byli nepalscy szerpowie. Jak mieliśmy się przekonać później wędrując szlakami w innych częściach Norwegii, ich wkład w rozwój norweskiej turystyki i budowę ścieżek był znacznie większy.
Teren przy schronisku okazał się dobrym punktem startu dla pary skoczków, którzy po przygotowaniu spadochronu skoczyli w przepaść, by po chwili fruwać już wokół szczytu ku uciesze swojej i wszystkich obecnych w tym czasie na górze.
Długa droga na szczyt
My z kolejki nie skorzystaliśmy, a to oznacza, że czekało nas jeszcze kilka kilometrów podejścia. Szlak biegnący od dolnej stacji połączył się wkrótce z tym, który rozpoczynał się na wyższym parkingu. Tutaj również zrobiło się znacznie bardziej tłoczno.
Gaustatoppen jest popularny przede wszystkim dlatego, że okolica oferuje nieziemskie widoki. No i jest stosunkowo blisko od Oslo. Dla nas wędrówka tutaj była najbardziej widowiskowym doświadczeniem, a szczyt zdecydowanie bardziej wartym odwiedzenia niż Preikenstollen czy Kjerag.
Główne szlaki biegną na wierzchołek wśród surowych skał oraz luźnych odłamków. Próżno szukać tutaj drzew czy choćby wysokich krzaczków. Wybierając się na wędrówkę warto zaopatrzyć się w duży zapas wody. Oraz ciepłe kurtki i rękawiczki bo nawet w środku lata na wyższych partiach góry bywa zimno od mocnego wiatru.
Atak szczytowy
Po kilku przystankach w końcu dotarliśmy pod wspomnianą górną stację. Teraz czekało nas kolejne wyzwanie jakim było dotarcie na najwyższy punkt Gaustatoppen.
Wydawałoby się, że szlak kończy się przy nadajniku telefoni komórkowej i dużej platformy widokowej ulokowanej w jego pobliżu. Aby jednak dostać się na dalszy ciąg szlaku trzeba minąć wieżę nadajnika.
Ścieżka biegnie po grzbiecie przysypanym ogromnymi głazami. Wędrówka wśród skał nie należy do najprostszych. Niejednokrotnie trzeba przełamać strach i wspiąć się na głazy wiszące nad krawędzią albo ześliznąć się po nich na leżące niżej kamienie. Nie brakuje też przeciskania się. Choć widzieliśmy na tym fragmencie szlaku rodziców z dziećmi radzilibyśmy przemyśleć wędrówkę z nimi. Niektóre skały są dosyć wysokie, a małe dzieci miały problem z zaskoczeniem z nich albo wspięciem się wyżej.
To co wydawało się nam łatwym zwieńczeniem wycieczki pod górę okazało się nie lada wyzwaniem. Byliśmy zmęczeni podejściem, a ostatnie kilkadziesiąt metrów dzielące nas od szczytu wymagało skupienia. W końcu jednak dotarliśmy na najwyższy szczyt Gaustatoppen.
Zejście w stylu krążowników
Widoki z góry były nieziemskie. Widzieliśmy majaczący w dolinie fragment trzydziestopięciokilometrowego jeziora Tinnsjø obok którego przejeżdżaliśmy poprzedniego wieczoru. Dostrzegliśmy „drabinę” po której Bombel musiał wjechać by dostarczyć nas pod Gaustatoppen. I przede wszystkim widzieliśmy wybijające się szczyty innych gór, poniżej których mieniły się wody setek mniejszych lub większyc jezior polodowcowych. Tego obrazu nie da się i nie chce się odpatrzyć.
Upływający niemiłosiernie czas i wzmagający się wiatr zmusił nas w końcu do odwrotu. Rozpoczęliśmy mozolnie przedzierać się przez skały aż dotarliśmy do nadajnika i zabudowań górnej stacji kolejki. Zejście niżej wymagało ponownie skupienia się nad stawianiem kolejnych kroków, ponieważ trasa biegła przez gruzowiska luźnych kamieni.
Kiedy dotarliśmy do rozwidlenia na które wyszliśmy wcześniej podchodząc pod Gaustatoppen byliśmy już porządnie wymęczeni. Tak jak ustaliliśmy przed wyjściem na szlak, powrót miał odbyć się już oficjalnym szlakiem. I była to dobra decyzja. Było coraz później, a perspektywa schodzenia po nieoznakowanej, stromej ścieżce nie wydawała się nam najbezpieczniejsza.
Główny szlak na Gaustatoppen okazał się dosyć szeroką drogą gnieniegdzie tylko wymagającą ostrożnego stąpania po śliskich albo luźnych kamieniach. Po kilkudziesięciu minutach dostrzegliśmy w oddali Bombla zaparkowanego na pustej już zatoczce, 150 m pod nami. Nim do niego dotarliśmy, musieliśmy jeszcze dotrzeć do płatnego parkingu gdzie kończył się dla nas szlak, a później jeszcze przejść około kilometra asfaltem. Kilka chwil później zza niewielkiej góry wyłonił się wspomniany parking. I dobrze. Chcieliśmy jak najszybciej móc usiąść w wygodnym domku na kółkach i przygotować kolację.
Podsumujmy…
Wspięcie się na Gaustatoppen z zatoczki, gdzie zaparkowaliśmy Bombla zajęło nam lekko ponad dwie godziny. Tyle też czasu pochłonęło obfotografowanie siebie, szczytu oraz widoków z góry. Finalnie zrobiliśmy ponad 10 km, choć trasa dała nam w kość i czuliśmy się po jej przejściu jakbyśmy mieli na liczniku dwukrotnie więcej.
Jeśli będziecie w okolicy, polecamy wbrać się na ten szczyt. Z pewnością nie będziecie żałować.
Chcecie wiedzieć co jeszcze warto odwiedzić w Norwegii? Śledźcie nas by nie przegapić kolejnych artykułów. Zachęcamy do śledzenia naszego profilu na Facebooku, gdzie publikujemy relacje z podróży przez Skandynawię. Odwiedźcie również naszego Instagrama, gdzie w Stories publikujemy krótkie filmiki z najpiękniejszych chwil tej podróży.