Życie w podróży fascynuje, a planowanie kolejnych wypraw jest dla nas niczym sport czy codzienna rutyna. Wcielanie podróżniczych marzeń to tylko kwestia czasu. Jednak chęć bycia w drodze wymaga od nas doskonalenia i wprowadzania usprawnień, byśmy mogli pozwolić sobie na kolejne, coraz bardziej odważne eskapady. Jedną z takich rewolucji w naszym życiu było kupienie mini vana, którego przerobiliśmy na mobilny dom na kółkach. Zaczęliśmy nieco wsiąkać w tzw. vanlife. Jak to odbiło się na nas?
Gdzie są nasze pieniądze?
Nasze podróżnicze wydatki wiązały się głównie z noclegami, transportem, wyżywieniem i atrakcjami. Z dwóch ostatnich nie mogliśmy rezygnować. Nie możemy nie jeść, a zwiedzanie i korzystanie z uroków ciekawych miejsc to przecież esencja każdej podróży nie tylko w stylu vanlife. Za to dwa pierwsze wydatki również były konieczne by móc funkcjonować i przemieszczać się z punktu A do B. Nie jesteśmy typem ludzi zadowalających się dwutygodniowym leżeniem plackiem na plaży i nic prócz fal nie widzących. Spać też gdzieś trzeba. Musieliśmy więc wymyślić w jaki sposób możemy zrezygnować z płacenia za noclegi i transport. A przynajmniej zmniejszyć wydatki z nimi związanymi.
Nigdy nie przepadaliśmy za drogimi, ekskluzywnymi hotelami. Wybieraliśmy raczej schroniska młodzieżowe, pensjonaty, agroturystykę. W cieplejszych miesiącach królowały pola namiotowe i niedrogie domki kempingowe. Przy wyborze miejsca noclegowego w interesującej nas destynacji zazwyczaj kierowaliśmy się przede wszystkim ceną – miała być niska, a warunki możliwie dobre i adekwatne do poniesionych kosztów. Górnym limitem stało się dla nas 40 złotych za osobę i staraliśmy się go nie przekraczać. Standardy nieco zmieniły się, kiedy odbyliśmy podróż rowerową po południowej części Europy. Najtańsze pokoje dla dwóch osób kosztowały średnio 20 euro i były raczej rzadkością. Pola namiotowe również nie należały do najtańszych. Zdarzyło się nam płacić 25-30 euro za noc na polu. Przełknęliśmy tą niedogodność, ale zaczęliśmy poważnie zastanawiać się w jaki sposób możemy zredukować te koszty podczas naszych podróży?
Zmiana sposobu podróży
Wszystko zmieniło się, gdy postanowiliśmy kupić mini vana i rozpocząć przygodę zwaną vanlife. Choć pomysł na wzbogacenie naszego podróżniczego zasobnika o dom na kółkach chodził nam po głowie od pewnego czasu, to nie sądziliśmy, że wprowadzimy go w życie tak szybko. Jak to bywało już z naszymi projektami, cała procedura odbyła się dosyć spontanicznie. Od chwili rozpoczęcia szukania odpowiedniego samochodu do kupienia minęły… dwa dni? Od sierpnia 2019 roku jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami Nissana Sereny z 1996 roku. Wciąż sukcesywnie udoskonalamy go, by możliwie jak najbardziej odcinał nas od konieczności płacenia za nocleg i inne usługi około turystyczne.
Dzięki własnemu środku lokomocji, który jest jednocześnie naszym domem w czasie podróży, otworzyły się przed nami nowe możliwości. Staliśmy się niezależni od pól namiotowych czy pensjonatów. Nasz samochód jest na tyle duży, by pomieścić w sobie wygodne dla dwóch osób łóżko. Upchaliśmy w nim również toaletę, zbiornik na wodę, prysznic i kuchnię. To pozwoliło nam na zatrzymywanie się gdziekolwiek, ponieważ przez dwa-trzy dni nie potrzebujemy mieć pod nosem sklepu czy hotelowego prysznica. Jesteśmy w stanie przetrwać z dala od urbanistycznego zaplecza.
Takie usamodzielnienie się i samowystarczalność spowodowała, że przekonaliśmy się wreszcie do noclegów na dziko. W przypadku podróży z namiotem niechętnie rozbijaliśmy się gdzieś w lesie. Mieliśmy opory związane z ewentualnymi miejscowymi psychopatami, którzy tylko czekają w krzakach z nożem w dłoni aż ktoś rozbije w pobliżu namiot i pójdzie spać. Obawialiśmy się dzikich zwierząt. I nie tylko dzikich – odległe dźwięki dzwonka uwiązanego do szyi krowy potrafił nas w środku nocy zbudzić i skutecznie odegnać sen.
Początkowo do zatrzymywania się w aucie gdzieś w lesie czy parkingu również musieliśmy się przyzwyczaić. Teraz bylibyśmy w stanie zatrzymać się w centrum miasta i bez oporów pójść spać. Oczywiście mamy z tyłu głowy, że na świecie są źli ludzie potrafiący bez powodu wyrządzić krzywdę innym. Jednak odblokowaliśmy się i teraz z nieco większym spokojem zasypiamy na przeróżnych miejscówkach.
Ochy i achy
Nasz mini van dał nam okazję do nocowania w niezwykłych miejscach i przemieszczania się w dowolnym kierunku. Jeszcze nigdy w czasie podróży nie czuliśmy się tak wolni. Nie musimy się obwiać o brak połączenia pomiędzy ciekawymi miejscami, niedostępnymi pokojami czy ograniczeniami jak doba hotelowa. Możemy każdego dnia być w innym miejscu i budzić się z widokiem, którego niejednokrotnie nie da nam nawet najdroższy hotel. Jesteśmy w stanie całkowicie decydować o sobie i naszym rytmie dnia. Nie musimy do 9.00 zjeść śniadania albo wrócić przed 16.00, żeby załapać się na obiadokolację. Nie wkurzają nas hałaśliwi sąsiedzi (choć nocując w popularnych miejscach trzeba się na to przygotować) czy imprezowe towarzystwo. Rozkłady jazdy autobusów czy pociągów wyrzuciliśmy – wszędzie dojedziemy swoim samochodem (chyba, że będzie to nieopłacalne lub możliwe tylko określonym środkiem lokomocji lub “z buta”). Zapewne jest jeszcze wiele nieodkrytych plusów (i minusów) jakie niesie ze sobą vanlife.
Podróżując w naszym domu na kółkach staliśmy się bardziej świadomi miejsc w które się wybieramy. Możemy jeszcze bardziej wsiąknąć w nie, doświadczać je. Będąc nad stawem czy w górach wyciągamy krzesełka i spędzamy kilka dłuższych chwil na wpatrywaniu się w okolicę. Wsłuchujemy się w dźwięki dobiegające znad wody czy z drzew. Zdarzyło się nam już kilka razy wyjść w środku nocy na zewnątrz, spojrzeć na migające wysoko gwiazdy i zachwycić się tym widokiem. Jesteśmy częściej bliżej prawdziwie dzikiej i nieuporządkowanej natury niż kiedykolwiek.
Nie tylko ochy i achy
Vanlife nawet w wersji mikro, weekendowej to także obowiązki, których nie byliśmy świadomi dopóki nas nie dopadły. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, jak wiele podstawia się mu pod nos w czasie korzystania z bazy noclegowej czy transportu publicznego. Posiadając dom na kółkach okazuje się, że człowiek się rozleniwił. I szybko trzeba to zmienić.
Musimy codziennie pościelić łóżko, bo inaczej nie ma jak zrobić śniadania (przynajmniej w takim samochodzie jak nasz). Jeśli się przemieszczamy, musimy wymyślić gdzie chcemy spać i upewnić się, czy dane miejsce nie jest terenem prywatnym na którym zatrzymywać się nie można. Planując wejście na szczyt, a później zejście i przejazd do innego miasta jedno z nas musi odpuścić sobie piwko w schronisku – nie prowadzimy nawet po łyku alkoholu. Rytuałem stało się dla nas pilnowanie, by toaleta nie była przepełniona i zawsze odpowiednio napełniona środkiem do neutralizacji zapachu. Musimy pilnować, by samochód był sprawny i reagować na każdy nawet najcichszy “nie-taki” szmer w silniku.
Dom na kółkach to tak naprawdę pomniejszona wersja standardowego domu. Kiedy coś się psuje – naprawiamy to, przecieka – zalepiamy, śmierdzi – wyrzucamy. Samochód dał nam mnóstwo radości i otworzył drzwi do ograniczania wydatków. Jednocześnie stał się źródłem innych kosztów i kilku zmartwień. Jednak nawet gdy zestawiamy te zalety i wady, dochodzimy do wniosku, że zakup tego mini vana i przejście na vanlife były jednymi z najlepszych decyzji.
Życzymy Wam, byście mogli chociaż raz w życiu doświadczyć tego typu przygody. Nie bójcie się ryzykować, nie bójcie się wychodzić poza własną strefę komfortu – tego psychicznego jak i fizycznego. Takie doświadczenia kształtują nas i pozwalają zdobywać wspomnienia, których tak łatwo nie zapomnicie.
Nie zapomnijcie też o obserwowaniu nas na Facebooku, Instagramie czy Twitterze. Dzięki temu będziecie na bieżąco ze wszystkimi nowościami jakie pojawiają się na blogu.
Zachęcamy również do subskrybowania naszych kanałów na YouTube czy CDA