Ta jedna z najsłynniejszych półek skalnych wznoszących się 600 metrów ponad wodami Lysefjorden co roku przyciąga tysiące turystów. Nic dziwnego – z punktu widokowego na Preikestolen rozciąga się niemal nieograniczona panorama na okolice. Jest to jedno z miejsc, gdzie warto wybrać się na wschód słońca. My co prawda dotarliśmy tam zdecydowanie po wschodzie słońca, jednak i tak warto było. Być w Norwegii i nie odwiedzić Preikestolen? To zakrawa o brak szacunku dla turystycznej tradycji.
Drogo, panie drogi!
Popularność Preikestolen ma swoją cenę. Szczególnie jeśli chodzi o parkingi skąd wyjść można na szlak prowadzący na słynną półkę skalną. Istnieją dwa miejsca, gdzie zostawić można swój samochód. Położone są dalej oraz bliżej startu i mety potencjalnej wędrówki. Cena nie różni się zbytnio od siebie i wynosi 250 Kr za parking niższy oraz 300 Kr za miejsce nieopodal szlaku. Przy tym drugim mieści się całe centrum turystyczne ze sklepikiem, kawiarnią, polem namiotowym, bungalowami, glampingiem, przystanią na jeziorze Revsvanet.
Alternatywa dla skner
Próżno szukać na drodze 4642 prowadzącej do wspomnianych parkingów zatoczek czy choćby dojazdów do pól, gdzie możliwe byłoby pozostawienie samochodu za darmo. Wszelkie „dzikie miejscówki” zostały dokładnie zagrodzone sporymi głazami połączonymi ze sobą łańcuchami. Dopiero okolica gdzie wspomniana droga łączy się z szosą nr 523 daje jakieś nadzieje. I my postanowiliśmy z tego skorzystać.
Wynaleźliśmy na aplikacji Park4Night niewielką, darmową zatoczkę przy miejscowości Botne (58.984579, 6.092422). Miejsce pomieści 3-4 minivany i jest stosunkowo blisko innego szlaku na Preikestolen, z którego chcieliśmy skorzystać.
Preikestolen w krążowniczym stylu
Planując wejście na tą słynną półkę skalną zdecydowaliśmy się na przejście dłuższego odcinka i dostanie się na górny parking pod Preikestolen ze wspomnianej wcześniej zatoczki przy miejscowości Botne. Uznaliśmy, że te dodatkowe 4 km będą niezbyt uciążliwe szczególnie, że według informacji jakie podają inni „zdobywcy” Preikestolen, sam szlak z parkingu na punkt widokowy na skale nie jest zbyt wymagający. Jeśli nawet mielibyśmy się wyjątkowo zmęczyć na pierwszych 4 km, to drugie tyle od centrum turystycznego nie powinno stanowić problemu.
Z decyzją o tym czy wrócimy tą samą ścieżką czy 6,5-kilometrowym odcinkiem drogi nr 4642 postanowiliśmy się wstrzymać. Nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał szlak od Botne. O tym, że pierwsze kilometry będą całkiem wymagające przekonaliśmy się dosyć szybko.
Botne – centrum turystyczne
Pozostawiliśmy Bombla na zatoczce i ruszyliśmy z powrotem drogą 523. Musieliśmy wrócić około 150 metrów, by wejść na węższą dojazdówkę do pobliskich domów. Według mapy dróżka ta nazywa się Ryfylkevegen i trzeba pokonać nią około 200 metrów by dostać się w pobliże domu nr 335. Tutaj pojawiają się pierwsze znaki informujace, gdzie należy się kierować by dostać się na Preikestolen.
Po minięciu zabudowań weszliśmy na dosyć stromą leśną ścieżkę. Nie ma się co czarować, że zaczynając kilkanaście metrów nad poziomem morza i idąc na półkę skalną położoną na 600 metrach nie będzie się iść po pochylonym mocno terenie. Nam ukształtowanie terenu dawało się we znaki. Szczególnie, że ledwie trzy dni wcześniej zaliczyliśmy 20-kilometrową wędrówkę na Kjeragbolten (link).
Szlak jest bardzo zróżnicowany. Raz idzie się po gęstym lesie, raz wśród wysokich traw gdzie czuliśmy się jakbyśmy patrzyli na kadry z filmu dokumentalnego o sawannie. Niejednokrotnie musieliśmy sporo kombinować, bo ścieżka była zalana przez spływającą z gór wodę. Mija się sporo potoków gdzie nabrać można wody, więc nie ma co się martwić o jej zapas. Im bliżej parkingu pod Preikestolen się przedostajemy, tym więcej głazów i skał się pojawia.
Kiedy po raz kolejny wychodzimy na nieco bardziej odsłonięty kawałek terenu, przed naszymi oczami pojawiają się majestatyczne szczyty pobliskich gór. Gdzieś tam jest cel naszej podróży. Widzimy również jak w oddali migoczą wody jeziora Revsvanet. Po dotarciu do niego zarządzamy dłuższy postój. Przy okazji odpoczynku suszymy buty i skarpetki, które zamoczyliśmy gdy kilkukrotnie weszliśmy w głębokie błoto. Warto zabrać ze sobą buty nieco bardziej wodoodporne.
Podejście na Preikestolen
Gdy odpoczęliśmy i odzyskaliśmy siły, weszliśmy między zabudowania centrum turystycznego. Gwar i ilość ludzi w tym miejscu była dla nas niezłym zaskoczeniem. Na pierwszej części szlaku nie spotkaliśmy żywej duszy. Tutaj było ich aż za dużo. Pokręciliśmy się po placu przed kawiarnią, zerknęliśmy do sklepu z pamiątkami i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Szlak z parkingu rzeczywiście nie był nazbyt wymagający. Nie licząc pierwszych kilkudziesięciu metrów podejścia, którego nachylenie było całkiem spore, reszta była umiarkowana. Musieliśmy zmagać się na przemian z płaskimi kamieniami ułożonymi w stopnie, korzeniami czy szutrową ścieżką wydeptaną przez setki tysięcy par butów. Gdzieniegdzie wybudowano szerokie kładki by odciążyć rośliny i uchronić zwierzęta przed zadeptaniem.
Szlak jest rewelacyjnie oznakowany. Można śmiało powiedzieć, że nawet przy braku jakichkolwiek innych ludzi w pobliżu nie da się zgubić. Niemal co sto metrów pojawia się kolejny pachołek informujący, że oto zostało już tylko 1700 czy 1550 metrów do Preikestolen. Im bliżej celu tym pachołków przybywa. Zauważamy, że zaczynamy się powoli uzależniać od ich widoku i czujemy niepokój gdy po pokonaniu kolejnych 50 metrów nie widzimy charakterystycznego słupka. Niby wiemy, że dobrze idziemy, ale łaknienie jest ogromne.
Zbliżając się na Preikestolen trasa zmienia się na mocno skalistą. Ostatnie 300 metrów przebiega już całkowicie po litej skale. Widoki zapierają dech w piersi. A to dopiero preludium do tego co ma nastąpić gdy wejdziemy wreszcie na słynną skałę.
Słynna półka skalna
Pozostaje już tylko minąć ostatnią przeszkodę w postaci przewężenia ulokowanego nad urwiskiem. Słyszymy jak grupka Polaków (których na szlaku było całkiem sporo tego dnia) przed nami narzeka, że powinno się zabezpieczyć ten fragment łańcuchami. Wspięcie się na stopień utworzony przez odłamanie się części skały, przy akompaniamencie sporej szczeliny przez którą widać fjord kilkaset metrów niżej robi wrażenie.
Dalej zostaje już tylko minąć mniejsze szczeliny by wydostać się na półkę skalną o wymiarach 30×30 metrów (może ciut więcej). Widzimy jak kolejni śmiałkowie podchodzą do jej krawędzi, odwracają się do niej plecami i pozują do zdjęć. Co chwila słychać „One more!” albo „It’s ok!” i następuje zmiana pozującego. Mamy szczęście – tłumów nie ma. Możemy spokojnie ustawić się na odpowiednich miejscach, by móc kolejno uwiecznić się na zdjęciach i przy okazji spojrzeć na przestrzeń jaka rozpościera się niemal w każdym kierunku, również na dół.
W oddali, niemal przy końcu fjordu widzimy pnące się pionowo skały. To muszą być okolice Kjeragbolten, które odwiedziliśmy trzy dni temu. W dole dostrzegamy łodzie kursujące tam i z powrotem. Niestety, z półki nie widać ujścia fjordu. Trzeba by było wspiąć się wyżej, ale nigdzie nie widać bezpiecznej ścieżki, choć dostrzegamy kilka osób wyżej od nas.
Usadawiawiamy się nieco dalej od krawędzi i pałaszujemy orzechy, oglądając przy okazji turystów docierających na Preikestolen. Podziwiamy kreatywność niektórych z nich w dążeniu do niestandardowego zapozowania do zdjęcia.
Długa droga do domu
Słońce chowa się za skałą ponad nami. Robi się chłodno. Musimy się zbierać. Przed nami spory kawałek do przejścia. Już wiemy, że wybierzemy asfalt, a nie ścieżkę którą doszliśmy do parkingu. To oznacza, że z Preikestolen do samochodu mamy około 10 km.
Po zejściu ze słynnej półki weszliśmy jeszcze na skały nieco z boku. Warto znaleźć jakiejś miejsce skąd będzie widać Preikestolen w większej odległości. Porównując go z maleńkimi ludźmi na jego krawędzi dostrzega się lepiej ogrom skały.
By zejść do parkingu nie ma innej drogi jaki ta, którą przyszliśmy. Rozwidlenie, a co za tym idzie również możliwość zmienienia nieco trasy pojawia się dopiero pod koniec. Można zdecydować się na zejście na górny albo dolny parking. Nam zależy na skróceniu dystansu, więc wybieramy dolne miejsce postoju dla samochodów. Chwilę jeszcze tylko idziemy ścieżką by w końcu wyjść na asfalt. Teraz pozostaje jeszcze około 6 km do Bombla.
Robi się późno. Lewa strona drogi jest niemal w ogóle nie uczęszczana. Samochody mijające nas kierują się raczej w dół. Ale ku naszemu zaskoczeniu nie ma ich zbyt wiele. Zresztą oba parkingi były opustoszałe, gdy zeszliśmy ze szlaku. Czeka nas spokojne człapanie bez obaw o potrącenie. Możemy skupić się na widokach jakie mamy dookoła, stają się coraz mniej wyraźne w ciemniejącym świetle dnia.
Sweet home!
W końcu, po około 10 godzinach docieramy do drzwi Bombla. Nasze liczniki kroków pojazują, że przeszliśmy około 20 km. I czujemy, że jest to prawda. Ale warto było. Dzięki naszej niechęci do płacenia za parkingi mieliśmy możliwość zobaczenia przepięknych krajobrazów jeszcze zanim weszliśmy na Preikestolen. Nie żałujemy przedzierania się przez wysokie trawy czy błoto na początku naszej wędrówki. Ostatecznie uznaliśmy to za niezłą przygodę.
Polecamy każdemu, kto wybiera się na Preikestolen, by przeszedł się tym okrężnym szlakiem. Z pewnością nie będzie czego żałować.
Zachęcamy również do przeczytania innych artykułów znajdujących się tutaj na blogu. Zarówno tych dotyczących Norwegii jak i innych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy. Będziemy wdzięczni za udostępnienie tego czy innych tekstów swoim znajomym.
Zapraszamy do zapoznania się z produktami w naszym sklepie. Zakup ebooków pomaga nam w finansowaniu kolejnych etapów podróży. Dziękujemy z góry!