Dzisiaj przybywamy do Was z kolejną porcją relacji z naszej podróży po krajach Europy Północnej. Tym razem na cel wzięliśmy stolicę Szwecji i jej okolice. I podobnie jak to miało miejsce z wyspą Öland, wrażeń mieliśmy tak dużo, że nie zmieściłyby się one w krótkim opisie na Facebooku.

Park Narodowy Tyresta

Nim zjawiliśmy się w Sztokholmie, postanowiliśmy odwiedzić kolejny Park Narodowy – Tyresta. Jest to piękny fragment kraju o powierzchni około 20 km kwadratowych. Skalisty teren jest urozmaicony jeziorami. Ich brzeg porasta dziewiczy las, w którym żyje prawie 8 tysięcy gatunków zwierząt.

My zatrzymaliśmy się na jednym z parkingów leśnych zlokalizowanych w parku i spędziliśmy na nim dwie noce. Pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe udaliśmy się na niemal 15-kilometrowy spacer wokół jezior. Trasa była zróżnicowana i porządnie nas wymęczyła, dlatego kolejny dzień spędziliśmy w hamakach nad wodą.

Leśna nekropolia

W poniedziałek ruszyliśmy na podbój stolicy. Nim tam jednak dotarliśmy, zatrzymaliśmy się na Skogskyrkogarden. Jest to cmentarz skryty w sosnowym lesie, a groby rozmieszczone są na pofalowanym terenie tak ogromnym, że po alejkach kursują autobusy miejskie. Cmentarz stanowi przykład szwedzkiego narodowego podejścia do funkcjonalizmu. Te zharmonizowane z naturą miejsce użyteczności zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jednym z miejsc wartych odwiedzenia w czasie spaceru jest grób Grety Garbo, ikony kina, której całokształt twórczości został nagrodzony przez akademię Oskarem. Przy okazji można zerknąć na kaplice skryte wśród drzew i inne budynki cmentarne.

Musztra na pałacowym dziedzińcu

Bombla postanowiliśmy zostawić na jednym z najtańszych w Sztokholmie parkingu (50 SEK/24 h), a do centrum miasta udać się pieszo. Parking zlokalizowany jest zaledwie 4 km od pałacu królewskiego, jednej z głównych atrakcji, którą w pierwszej kolejności chcieliśmy odwiedzić.

Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy pod ten ogromny gmach. Ciekawostką jest, że pałac nie jest już siedzibą rodziny królewskiej. Był nią do 1982 roku. Obecnie mieszkają tu przywódcy państw składający wizytę w Sztokholmie. Część sal udostępnianiona jest do zwiedzania. Nas jednak najbardziej interesowała uroczysta zmiana warty, która w południe odbywa się na zwenętrznym dziedzińcu pałacu (jak się później przypadkowo przekonaliśmy, zmianę warty – już bez asysty dziesiątek innych turystów – można oglądać również o 20.00). Musztra oraz przemarsz reprezentacyjnej części wojska zajęły mniej niż pół godziny.

Później udaliśmy się na zwiedzenie podziemi pałacu. W kilku salach podziwiać można pamiątki ubiegłych stuleci: pięknie zdobione ubrania, zbroje, miecze czy karoce. Można przekonać się na własną rękę ile ważył hełm czy miecz, albo powąchać średniowiecznej perfumy.

Stare miasto

Po niej ruszyliśmy uliczkami starego miasta na inne wyspy. Niestety, nie zdołaliśmy jak planowaliśmy w tym dniu dotrzeć do Muzeum Okrętu „Waza” na tyle wcześnie, by opłacało się do niego wejść. Musieliśmy przełożyć ten punkt wycieczki na drugi dzień. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mogliśmy przespacerować się po wyspach Sztokholmu i zobaczyć to co chcieliśmy zobaczyć nazajutrz. Wśród tych rzeczy znalazł się między innymi ratusz na wyspie Kungsholmen. To tutaj, w Sali Błękitnej rok rocznie wręczane są Nagrody Nobla. W rogu budynku znajduje się wieża o wysokości 106 metrów, zwieńczona trzema XIV-wiecznymi koronami – godłem Szwecji. Spod murów ratusza rozpościera się piękny widok na inne wyspy.

Klucząc wśród zabytkowej zabudowy trafiliśmy na parlament, liczne muzea czy kościoły. Te z kolei sąsiadują z szklanymi i betonowymi galeriami handlowymi, nowoczesnymi budynkami. Pod miastem skryła się sieć metra łącząca kilkanaście wysp stolicy. Ściany wielu ze stacji ozdobione zostały przez artystów. Malowidła i inne kompozycje nawiązują między innymi do historii kraju, ekologii, ruchu wyzwolenia kobiet, problemów imigracji czy abstrakcjami, które zrodziły się w głowach ich twórców.

Niedoszła chluba szwedzkiej floty

Nazajutrz z parkingu ruszyliśmy od razu w kierunku Muzeum Okrętu „Waza”. Na jego zwiedzenie potrzeba około czterech godzin. Znając nasze podejście do miejsc tego typu, woleliśmy mieć więcej czasu do dyspozycji.

Wielu uważa, że muzeum prezentuje jedną z największych fuszerek w historii szkutnictwa. Spotkaliśmy się nawet z opinią, że Szwedzi postanowili zrobić pieniądze na katastrofie budowlanej. My zdecydowaliśmy się na zwiedzenie „Wazy” ze wzgledu na fakt, że niedoszła chluba szwedzkiej floty prezentuje się wręcz obłędnie pięknie.

Dlaczego „niedoszła”? Okręt, na którym skupia się cała ogromna ekspozycja muzeum, nie miał okazji do pokazania swej potęgi jaką mu przypisywano. W 1628 roku wypłynął w swój dziewiczy rejs. Ten jednak nie trwał zbyt długo. Po pokonaniu około kilometra zatonął zabierając na dno kilkunastu członków załogi i cały okrętowy ekwipunek.

Jak okazało się w toku śledztwa, na katastrofę złożyły się złe wyważenie okrętu czy zbyt mała znajomość obsługi statku o tej konstrukcji. Może i dobrze, że „Waza” nie miała okazji pokazać swej siły? W końcu okręt wyruszył ze Sztokholmu w kierunku Polski, a zadanie powierzone przez Gustawa I Wazę było jedno: pokaza władcy polskiemu kto na prawdę rządzi.

Na pokład okrętu nie ma wstępu, a cały wrak – odrestaurowany i z dosztukowanymi brakami – można oglądać z kilku platform rozmieszczonych wokół. Ponadto istnieje możliwość zaznajomienia się z poszczególnymi częściami „Wazy” dzięki kopiom poszczególnych pokładów. Do tego dochodzą gabloty prezentujące znaleziska, czy makiety ukazujące etapy wydobycia wraku z dna zatoki. My zrobiliśmy sobie chwilę odpoczynku w jednej z sal kinowych, gdzie wyświetlany jest film o historii „Wazy”. Ekspozycja jest mocno nastawiona na wrażenia wizualne i doskonale oddaje klimat życia na pokładzie okrętu tego typu. Ponadto zwiedzanie ułatwia audioprzewodnik dostępny bezpłatnie w kilku językach, także po polsku (warto mieć ze sobą słuchawki – odsłuchiwanie kolejnych nagrań odbywa się z poziomu własnego telefonu).

Drottingholm – obecna siedziba królów

Aby uniknąć dalszych opłat i zaoszczędzić czas, wieczór postanowiliśmy przeznaczyć na przejazd na oddaloną o kilkanaście kilometrów od centrum wyspę, gdzie mieści się pałac Drottingholm. W odróżnieniu od starego miasta Sztokholmu, ta wyspa ma charakter zdecydowanie bardziej wiejski. Jest ciszej i łatwiej o znalezienie bezpłatnego miejsca parkingowego.

Noc spędziliśmy na parkingu pod lasem, skąd rano podjechaliśmy bliżej pałacu. Dzień był deszczowy i długo zwlekaliśmy z wyjściem z Bombla. Ostatecznie jednak udalliśmy się na spacer po ogrodach pałacowych. Na zwiedzanie wnętrz było już niestety za późno, ale sam hall gdzie mieści się kasa prezentował się bardzo ładnie.

Zauważyliśmy, że w porównaniu do pałacu w centrum Sztokholmu ten jest ochraniany nie przez młodsze oddziały wojsk reprezentacyjnych. Wartownicy tutaj są starsi, bardziej poważni i zdecydowanie mniej pobłażliwi dla turystów. Być może to bliskość najwyższego szefostwa?

Obecną siedzibę władców Szwecji oraz jej najbliższe okolice (w tym pałacowy teatr czy Pawilon Chiński) wpisane są na Listę UNESCO. Powolny spacer po parku stworzonym w stylu angielskim sprawił, że zmęczenie spowodowane przejściem kilkudziesięciu kilometrów po stolicy powoli ustępowało. Niemniej, doszliśmy do wniosku, że w kolejne dni na trasie trzeba nieco zwolnić, by nasze ciała mogły dojść do siebie po zwiedzaniu Sztokholmu i jego pięknych okolic. Nie oznacza to jednak, że przestaliśmy zwiedzać i zaszyliśmy się w dziczy. O tym co zobaczyliśmy po opuszczeniu stolicy przeczytacie w relacji na naszym Facebooku, do odwiedzenia którego bardzo zachęcamy.

Zapraszamy również na naszego Instagrama, gdzie w relacjach wrzucamy krótkie filmiki czy zdjęcia z naszej podróży.