Stolica Katalonii chodziła nam po głowie od bardzo dawna. Zawsze gdy słyszeliśmy o Barcelonie, marzyliśmy by tam pojechać. Chcieliśmy zobaczyć na własne oczy dzieła Gaudiego, w tym Sagrada Familię czy Park Güell. Sprawdzić, czy faktycznie Barcelona jest warta odwiedzenia chociaż raz w życiu jak wielu powtarzało. I wreszcie, przy okazji naszej samochodowej podróży przez Europę odwiedzenie tego miasta stało się możliwe.

Początkowo chcieliśmy przeznaczyć na zwiedzanie Barcelony jeden dzień. Traf chciał, a mnogość atrakcji sprawiła, że zostaliśmy w niej na ponad dwa dni. Do tego skusiliśmy się na dodatkowe atrakcje położone niedaleko Barcelony. Z pewnością wszystko co zobaczyliśmy przez ten czas dałoby się „zaliczyć” w kilka- czy kilkanaście godzin. Jednak ograniczyliśmy jeżdżenie metrem i innymi środkami transportu. Nie chcieliśmy generować dodatkowych kosztów. Poza tym takie zwiedzanie miało ten plus, że widzieliśmy więcej niż z pokładu autobusu czy tramwaju. Spacer ulicami Barcelony to również swego rodzaju atrakcja. No i nie spieszyło się nam jakoś wyjątkowo. Dzisiaj zapraszamy Was do wspólnego spaceru po mieście Gaudiego i okolicach.

Nocleg na dziko pod Barceloną

Dzień zaczęliśmy na parkingu przy lotnisku Barcelona-El Prat. Znaleźliśmy miejscówkę, która dawała możliwość zarówno obserwowania startujących samolotów jak i fal raz po raz rozbijających się o brzeg. Dla takich chwil warto przerzucić się na van life. Na parkingu nocowało pięć innych ekip, dlatego poczuliśmy się częścią tej niezwykłej społeczności.

Tanie spanie z darmowym parkingiem

Rozczarowani cenami strzeżonych parkingów w samym mieście i faktem, że na palcach jednej ręki można policzyć te oferujące wjazd pojazdom o wysokości powyżej 2,2 m, zarezerwowaliśmy pokój w hostelu Inout. W ofercie miał również prywatny parking. Wyszło taniej (niecałe 90 złotych za pokój), a i dostęp do łóżka i prysznica spowodował, że oferta hostelu była bardzo kusząca.

Być może Inout nie jest zbyt blisko centrum, ale tą niedogodność łatwo przykryć faktem, iż kilkaset metrów od bramy ośrodka znajduje się przystanek Baixador de Vallvidrera gdzie zatrzymuje się szybka kolejka miejska. Za trochę ponad 2 euro można przejechać do centrum Barcelony w około 15 minut.

La Rambla – najpopularniejszy deptak miasta

Pierwszym przystankiem naszej wędrówki był Plac Katalonii. Ma tutaj swój początek La Rambla. Jest to jedna z najpopularniejszych ulic dająca możliwość poczucia katalońskiej kultury. Pieszy bulwar wziął swą nazwę od arabskiego “raml”, co oznacza strumień pojawiający się okresowo. Teraz, w czasach zarazy, ten potok stanowczo wysechł. Niemniej, ludzi było i tak sporo, choć większość spacerowiczów stanowili zapewne mieszkańcy a nie turyści. La Rambla dzieli się na pięć części: Canalates, Uniwersytecką, Kwiatową, Kapucynów oraz Santa Mònica. I faktycznie idąc bulwarem nie trudno widzieć jak te odcinki następują po sobie.

Udało się nam również wejść na Mercat de la Boqueria, czyli halę targową, która powstała w miejscu dawnego klasztoru św. Józefa. Tutaj zapachy potraw, owoców, warzyw, mięs, owoców morza mieszają się ze sobą i nadaje urok miejscu.

Jedna z odnóg La Rambli prowadzi w nieco spokojniejsze miejsce gdzie chwilę odpoczęliśmy – Plaça Reial. Tutaj Ferdynand i Izabela udzielili audiencji Kolumbowi wyruszającemu w pierwszą podróż “do Indii”. Plac to dawny dziedziniec Palau Reial Major. Całość wyglada dostojnie, choć niestety okolica jest popularna wśród bezdomnych, którzy ogrzewali się w słońcu w jednym z narożników placu.

Kolumna Kolumba

Gdy dotarliśmy na drugi koniec La Rambli, naszym oczom ukazał się Monument a Colom, czyli rzeźba upamiętniająca przybycie Kolumba do Barcelony w drodze powrotnej z podróży. Statua mieści się w miejscu, gdzie statek podróżnika przybił do brzegu. Ciekawostką jest, że ten 60-metrowy monument to równocześnie najbardziej niezwykła wieża widokowa jaką widzieliśmy. Na jej szczyt można dostać się windą umieszczoną we wnętrzu metalowej kolumny. Podobno widok z niej jest niezwykły. Niestety, ze względu na sytuację na świecie, była ona zamknięta.

Katedra Barcelońska

Skierowaliśmy się w kierunku Katedry Barcelońskiej, stanowiącej najważniejsze miejsce kultu w mieście. Bogato zdobiona fasada robi robotę, a człowiek zastanawia się jak to możliwe, że jest to dzieło ludzkich rąk. Niestety, podobnie jak ludzka ręka była wstanie wyrzeźbić piękne gargulce, tak inna dłoń potrafiła zbudować kasę fiskalną. Wstęp do świątyni jest płatny 7 euro, a żeby zwiedzić chór czy dach trzeba wyłożyć po 13 euro za osobę. Cena wzbudziła gniew nawet u samych Hiszpanów, którzy razem z nami chcieli wejść do środka.

Ale zanim Sagrada Familia

Po zobaczeniu z zewnątrz Katedry Barcelońskiej, kościół Santa Maria del Mar nie robił już wrażenia. Jednak postanowiliśmy dać mu szansę i specjalnie przeszliśmy większy kawałek miasta w drodze do głównej atrakcji okolicy. Wciśnięta pomiędzy inne budynki świątynia była o wiele uboższa.

Stamtąd spacerkiem postanowiliśmy dotrzeć do Sagrada Familia, czyli punktu obowiązkowego na trasie zwiedzania każdego, kto przybył do Barcelony. Po drodze zahaczyliśmy o park niedaleko Parlamentu Katalońskiego.

„Punkt obowiązkowy na trasie zwiedzania” – Sagrada Familia

Sagrada Familia, jak wielu z Was zapewne kojarzy znajduje się w budowie. Od wielu lat. Aktualnie tworzą się dwie fasady, ale i tak całość wygląda imponująco. Najpiękniejsza jest oczywiście Fasada Narodzenia Pańskiego. Widać w niej rękę samego Gaudiego, który nadzorował jej budowę. Mnogość detali aż rozstraja oczy – nie wiadomo na czym skupić się bardziej.

Pozostałe fasady niestety niewiele z Gaudim mają wspólnego. Według nas współcześni budowniczowie za bardzo odbiegli od myśli twórcy projektu. Jak wiadomo, Gaudi inspirował się przyrodą, a w jego pracach próżno szukać linii prostych. Jak sam twierdził, nie występują one w przyrodzie. Dlatego mocno kontrastuje wszystko to co współcześnie jest dobudowywane. Ostre krawędzie, proste linie i nie tak dużo motywów roślinnych mocno bije po oczach. Niemniej, całość robi ogromne wrażenie, kiedy stoi się tuż pod Sagrada Familia i patrzy w górę. Warto tutaj dotrzeć w trakcie spaceru po Barcelonie.

Na koniec dnia przypadkowo trafiliśmy na mszę świętą w krypcie. Warunkiem naszego wejścia do środka było pozostanie tam przez godzinę, kiedy trwało nabożeństwo. Traf chciał, że msza święta była prowadzona w języku katalońskim. Nie zrozumieliśmy ani słowa. Język ten według nas mocno różni się od hiszpańskiego. Trudno jest wyłapać choćby słowo, które mniej lub bardziej byśmy kojarzyli. Nagrodą jednak było zobaczenie grobu Gaudiego. Nie mogliśmy się nadziwić, że czysty przypadek, spowodował, iż mogliśmy zobaczyć kawałek katalońskiej kultury oraz grób samego twórcy Sagrada Familii.

Park Güell

Drugi dzień zwiedzania Barcelony przyniósł nam po raz kolejny zachwyt. Postanowiliśmy ruszyć na słynny Park Güell. I był to doskonały wybór.

Jest to dosyć spory park zaprojektowany przez Atonio Gaudiego na życzenie barcelońskiego przemysłowca, Eusebi Güella. Zachwyciliśmy się przede wszystkim ogromnym tarasem ulokowanym w centralnym miejscu parku. Cały opasany jest ławką ozdobioną mozaiką. Stąd rozpościera się naprawdę ładny widok na całą Barcelonę (a przynajmniej na tę ładniejszą część). Pod tarasem mieści się tzw. Pawilon Stu Kolumn (w rzeczywistości jest ich 86).

Spacerując po wielu poziomach parku można natknąć się na dom w którym mieszkał Gaudi czy na dużą salamandrę przy głównym wejściu. Jesteśmy przekonani, że każdy kto przyjeżdża do Barcelony powinien znaleźć kilka godzin na przespacerowanie się po tym niezwykłym ogrodzie.

L’Eixample – dzielnica awangardy

Później ruszyliśmy do centrum by móc spojrzeć na inne cudne miejsce – dzielnicę L’Eixample. Mieści się tutaj chociażby La Pedrera (Casa Mila) zaprojektowana przez… tak, zgadliście – Gaudiego.

Jest to cudaczna budowla, którą można zwiedzać jeśli ma się na zbyciu 25-35 Euro (za osobę). Niestety, pieczę nad tym miejscem utrzymuje prywatna organizacja a nie miasto. Gdyby nie to wejście na dach będący główną atrakcją byłoby możliwe zapewne za 1/3 tej kwoty. My postanowiliśmy przeznaczyć pieniądze na inne atrakcje, dlatego budynek ten oglądnęliśmy z poziomu ulicy. Ale to nie jedyny punkt obowiązkowy na mapie dzielnicy. Znaleźć tu można jeszcze Casa Batlló, Amatller, de les Punxes. Wszystkie są fascynujące i warte zobaczenia.

Pałac muzyki

Przed powrotem do hostelu zahaczyliśmy jeszcze o Pałac Muzyki, który wpisany jest podobnie jak już odwiedzone przez nas inne miejsca Barcelony na Listę Dziedzictwa UNESCO. Jest to jeden z piękniejszych budynków, jakie widzieliśmy podczas naszych podróży.

Tibidao czyli Rio de Janerio w Barcelonie

Kolejny dzień postanowiliśmy przeznaczyć na dojazd do Montserratu. Nim jednak się tam udaliśmy, zahaczyliśmy o Tibidabo i kościół ze statuą Jezusa na szczycie wieży. Wygląda podobnie jak ten z Rio de Janerio i góruje nad miastem.

Tuż obok tej pięknej katedry mieści się również lunapark. Kiedy tam byliśmy, był właśnie rewitalizowany i przebudowywany. Jednak widać było, że atrakcji nie brakuje. Szczególnie kusząca wydaje się przejażdżka rollercoasterem wijącym się po zboczu góry oraz diabelski młyn. Z tego drugiego podobno rozpościera się piękny widok na miasto.

Montserrat – piękno skryte wśród skał

Ciekawą propozycją wydała się nam ucieczka od wielkiego miasta w nie tak odległy Montserrat i klasztor się tam znajdujący. Monastyr w Montserracie mieści się wśród wysokich skał, wybijających się ponad najbliższą okolicę. Podobno Gaudi inspirował się właśnie tym miejscem projektując swe największe dzieło – Sagrada Familię. Sama jazda wśród skał pobudziła nasze wspomnienia z Ekstra13, a dokładnie z naszej drogi przez góry w podróży do greckich Meteorów. My zrządzeniem losu wybraliśmy się na spontaniczny trekking przez góry, by dostać się do monastyru od strony skał. Trasa jest wręcz urzekająca i oferuje wiele punktów widokowych z piękną panoramą. W pobliżu znajduje się także kilka tras wspinaczkowych. Fani sportów ekstremalnych nie będą więc narzekać.

Monastyr okazał się jednym z piękniejszych jakie widzieliśmy do tej pory. Uroku dodawały skały wybijające się w niebo wokół głównego placu. Dzwon raz po raz rozbrzmiewał, niosąc się echem po okolicy. Było to niezwykłe. Satysfakcja mieszała się ze zmęczeniem związanym z przejściem kilkanastu kilometrów górami. Wisienką na torcie okazała się wieczorna modlitwa mnichów i to w całości śpiewana, którą wraz z garstką innych turystów mogliśmy obserwować. To w połączeniu z pięknym wnętrzem bazyliki i głównym ołtarzem prezentującym m.in. figurę Matki Boskiej, tzw. “Czarnulki” dostarcza niezapomnianych wrażeń.

Ciekawostką jest, że miejsce to jest drugim po Santiago de Compostela miejscem pielgrzymek w Hiszpanii. Główna atrakcja – sczerniała figura Matki Boskiej pochodzi z XII w., a jej kolor wiąże się z paleniem przez setki lat świec.

Poblet – skarb z listy UNESCO

Choć monastyr w Poblecie nie ma tak spektakularnego otoczenia jak ten w Montserracie, to warto tutaj przyjechać choćby dla przespacerowania się krużgankami i zobaczenia pantenonu władców oraz pięknie wykończonej wieży kościelnej z XIV w. Zwiedzanie było rzecz jasna przyśpieszone, bo mieliśmy jedynie godzinę. Jednak cieszyliśmy się, bo mieliśmy klasztor na wyłączność. Zero innych turystów, tylko my i pan z obsługi który otwierał drzwi do kolejnych pomieszczeń i tłumaczył co widzimy przed sobą.

Zwiedzanie Barcelony i okolic

Jeśli chcielibyście nieco dokładniej poznać atrakcje i zabytki Barcelony oraz jej okolic, zachęcamy do sprawdzenia oferty biura Rainbow. Przygotowali oni ciekawą propozycję wycieczki objazdowej po Barcelonie i jej okolicach. Link do pełnej oferty wycieczek objazdowych po Hiszpanii znajdziecie klikając logo Rainbow.

Śledźcie nas by być na bieżąco. Lajkujcie nasze wpisy. To nam bardzo pomaga by zwiększyć zasięgi. Dajcie też znać, czy którąś atrakcję opisaną powyżej sami widzieliście i odwiedziliście? A może macie jakieś swoje miejsca, które według Was powinniśmy odwiedzić? Koniecznie napiszcie w komentarzu.