Jednym z miast, które zdecydowaliśmy się odwiedzić w czasie podróży przez Rumunię, był niewielki kurort u stóp gór Bucegi. Powstał około roku 1690 za sprawą Mihaił Cantacuzino. Wołoski szlachcic postanowił w dzikim regionie wybudować siedzibę opactwa. Kilka wieków później niepozorna wioseczka stała się letnią stolicą Rumunii.
Dziś Sinaia przyciąga podróżnych nie tylko ze względu na najbardziej znane zamki – Peleș i Pelișor. Miasteczko jest atrakcyjne również ze względu na bazę narciarską czy liczne szlaki piesze i rowerowe.

Dojazd? Prościej się nie da!

Ze względu na dobrze rozwiniętą sieć połączeń kolejowych i autobusowych, dojazd do Sinaii jest prosty. My jechaliśmy od strony stolicy Rumunii pociągiem kursującym m.in. do Braszowa. Zresztą wszystkie jadące w stronę Węgier składy przejeżdżają przez tą miejscowość. Jest to wygodne rozwiązanie, ponieważ jest o wiele więcej miejsca na nogi niż w przypadku autobusów.

Zielone miasteczko

Już w pierwszych chwilach pobytu w Sinaii zauważyliśmy, że jest ona znacznie bardziej zielona niż Bukareszt (co akurat nie dziwi) czy choćby widziane z okna pociągu inne miasteczka. I co najważniejsze, większość skwerów i parków jest zadbana. Widać to choćby po Parcul Dimitrie Ghica, czyli Parku Centralnym gdzie znajduje się m.in. kasyno i stare hotele. Aż chce się usiąść na jednej z ławeczek i odpocząć.

Nam Sinaia skojarzyła się z Karpaczem lub po prostu polskimi miasteczkami zdrojowymi. Zresztą spacerując po parkach czy podchodząc do głównych atrakcji – klasztoru i dwóch zamków, widzieliśmy sporo osób starszych. Od razu pomyśleliśmy, że mogą to być kuracjusze.

Wisienka na torcie

Stanowczo największą atrakcją Sinaii są zamki Peleș i Pelișor i to właśnie dla nich zdecydowaliśmy się na przyjazd do tego miasteczka.

W latach 60. XIX w. pierwszy król Rumunii, Karol z Hohenzollern docenił dzikie piękno do tego stopnia, że postanowił wybudować tu letnią rezydencję. Ta po kilku latach zmieniła się w urzekający zamek Peleș (otwarty w 1883 roku). Przyciągana bliskością głowy państwa klasa wyższa zaczęła coraz częściej i chętniej odwiedzać ulubiony kurort króla. Wraz z pojawieniem się elit w Sinaii zaczęły wznosić się kolejne luksusowe wille, powstały hotele, kasyna, sklepy i nowoczesne restauracje.

Ale mimo tak wybitnego towarzystwa letnia rezydencja króla Karola wybijała się ponad resztę. Peleș jest pokłonem dla wielu stylów architektonicznych Europy i zawiera liczne udogodnienia: windy, centralne ogrzewanie, instalację wodociągową i elektryczną.
Zwiedzając koleje piętra zamku byliśmy zauroczeni kolekcją zbrojowni, cesarskiej garderoby, kamiennymi lwami. Można śmiało porównać zamek Peleș do opolskiej Moszny. I tutaj podobnie jak w Polsce, dawna siedziba króla Rumunii służy często za tło ślubów czy sesji fotograficznych.

Aby dostać się do środka trzeba wnieść opłatę 60 lei plus 35 lei za fotografowanie i 60 za filmowanie. Na dodatkowe opłaty za uwiecznianie spaceru po kolejnych pomieszczeniach zamku trzeba być gotowym – posiadanie specjalnego oznaczenia jest ściśle przestrzegane. Na szczęście wystarczy wnieść jedną opłatę i robić zdjęcia kilkoma aparatami (w tym również telefonami), bez względu na ilość osób. Przy ewentualnych obiekcjach obsługi, wystarczy pokazać, że opłata została wniesiona choćby za jeden aparat. Ale gdyby nie ten dodatkowy koszt, z pewnością nie udałoby się nam zrealizować pięknego materiału z zamkowych wnętrz.

Czarna chmura nad dziejami pałacu pojawiła się w czasach panowania Nicolae Ceaușescu. Skąpił on pieniędzy na utrzymanie. W efekcie w 1980 roku drewniane elementy zamku zaatakował grzyb. Muzeum utworzone w 1953 roku musiało zamknąć swe podwoje. Ewakuowano również część eksponatów. Naprawa trwała dekadę, ale w końcu udało się ponownie otworzyć ekspozycję, a sam zamek trafił znów w ręce prawowitego właściciela – Michała I. Ten za odpowiednie wynagrodzenie udostępnił zarówno Peleș jak i Pelișor zwiedzającym.

Mniejszy bliźniak

Musimy przyznać, że idąc do zamku Peleș popełniliśmy jeden z kluczowych błędów i nie poświęciliśmy na research zbyt długiego czasu. Z tego też powodu gdy stanęliśmy pod pierwszym zamkiem jaki zobaczyliśmy na swojej trasie, nieco się zawiedliśmy. Był mniejszy niż na zdjęciach i nie wyglądał tak okazale. Samo zwiedzanie wnętrza również nie urwało nam pośladków. Ale stwierdziliśmy, że władze Sinaii oraz agencje turystyczne Rumunii mają o wiele lepszy marketing niż można się spodziewać i coś tak nieokazałego potrafili wynieść na turystyczny piedestał.

Nasz błąd zrozumieliśmy dopiero po spacerze po okolicy, gdy odeszliśmy kawałek od odwiedzonego zamku. Oczom ukazał się ogromny brat bliźniak budowli, z której dopiero co wyszliśmy. Okazało się, że przez nieuwagę weszliśmy najpierw do pałacu Pelișor.

Budynek jest bardzo podobny do zamku Peleș i równie bogato zdobiony. Posiada 99 pokoi, ale najciekawszym jest ten zwany Złotą Sypialnią. Wykonana została na zlecenie i według planów królowej Marii. Zresztą podobnie jak kilka innych pokoi i elementów wyposażenia.

Klasztor Sinaia

Idąc do i z zamków Peleș i Pelișor warto na moment zatrzymać się, by obejść klasztorne zabudowania znajdujące się w połowie drogi z dworca kolejowego. Klasztor ma dwie części: pierwotną z lat 1690-1695 oraz nowszą z okresu 1842-1846. Samo muzeum podobno nie jest porywające, ale posiada w swej kolekcji kopię pierwszej Biblii wydrukowanej w Rumunii i zbiór ikon. My nie zdecydowaliśmy się na wejście – skupiliśmy się na zabudowaniach i świątyniach.

Chwila wytchnienia

Sinaia warta jest odwiedzenia choćby z powodu spokoju jaki tam panuje. Można złapać nieco oddechu przed podróżą w inne rejony Rumuni. My nie zdecydowaliśmy się zostać w tym miasteczku na noc – pojechaliśmy od razu do Braszowa. Ceny noclegów nie są rewelacyjne i raczej nie kuszą do zostania. Jednak, jeśli trafi się okazja to czemu nie?

Zapraszamy Was do obserwowania nas na FacebookuInstagramie czy Twitterze. Nie zapomnijcie również o naszych kanałach na YouTube i CDA, gdzie oglądać możecie oglądnąć nie tylko filmy z Rumunii.

Przypominamy, że możecie wspierać kolejne projekty związane z naszymi EkstraMisjami. Będziemy ogromnie wdzięczni za dołączenie do grupy Patronów za pośrednictwem Patronite. W głowach naszych pojawia się wciąż coś nowego, wartego wdrożenia w życie. Dzięki z góry za wsparcie.