Stolica Rumunii była niegdyś nazywana “Paryżem Wschodu”. Dziś to miasto kontrastów – secesyjna architektura i zabytkowe cerkwie, które obroniły się przed ponad dwudziestoma latami reżimu i szalonych pomysłów Nicolae Ceaușescu. Bukareszt od turysty wymaga pewnej dozy zaangażowania i odrobiny chęci by pomiędzy blokami z wielkiej płyty dostrzec inne oblicze miasta, pełne śladów przeszłości w postaci secesyjnych kamienic czy elementów architektury nawiązujących do stolicy Francji.
Nie zwiedzanie – sen przede wszystkim
Do Bukaresztu dotarliśmy około godziny 20.00 (czasu lokalnego) po ponad dobie w podróży. Obolali i niewyspani postanowiliśmy zamknąć oczy na otaczającą nas rzeczywistość i czym prędzej udać się do zarezerwowanego guest house’u. Nie chcieliśmy by słaba kondycja przysłoniła nam ewentualne piękno, którego – według przewodników i relacji – podobno w mieście nie brakowało. Mieszczący się w dzielnicy pierwszej, obejmującej zasięgiem całe stare miasto i centrum “Old Centrum Bucharest” (Str. Ioan Slavici Nr. 9A) był najtańszym obiektem, który oferował przy okazji bliskość do głównych atrakcji miasta. Na tym zależało nam najbardziej, biorąc pod uwagę fakt, że na poznanie Rumunii mieliśmy jedynie lekko ponad dwa tygodnie. Nie mogliśmy więc marnować cennego czasu na zbędne dojazdy z przedmieść.
Symbol megalomanii
Rankiem, kiedy nabraliśmy nieco sił postanowiliśmy w pierwszej kolejności spróbować dostać się do parlamentu – jednego z symboli miasta i chyba całej Rumunii.
Palatul Parlamentului, czyli Pałac Parlamentu to podobno największa po Pentagonie budowla rządowa na świecie. Megalomańskie marzenie Ceaușescu urzeczywistniał zespół ponad siedmiuset architektów i dwudziestu tysięcy robotników. Prace rozpoczęto w 1984 r. i pomimo wybuchu rewolucji w 1989 zdecydowano się kontynuować prace. Co ciekawe, do dnia dzisiejszego używana jest tylko część pomieszczeń. Ponad tysiąc z nich nie została dokończona a te, które oddano do użytku w większości nie pełnią żadnej funkcji. Fakt ten każe przypuszczać, iż marzenie rumuńskiego dyktatora było bezsensowną zachcianką. Tym bardziej, że realizacja projektu wiązała się z wyburzeniem kilkunastu cerkwi, trzech klasztorów oraz setek kamienic.
Pałac ma 360 metrów kwadratowych powierzchnii, a sama kubatura wynosi 2,5 mln metrów sześciennych. Warto przyjechać do Bukaresztu choćby po to, by spojrzeć na te architektoniczne monstrum i zdać sobie sprawę jak wizje szaleńców potrafią namieszać w życiu tysięcy ludzi (skąd my to znamy, prawda?).
My musieliśmy niestety przyjrzeć się parlamentowi z zewnątrz. W związku z odbywającym się w Rumunii szczytem Unii Europejskiej wejście do budynku zostało ograniczone, a rezerwacje na okrojone zwiedzanie wykupione zanim pomyśleliśmy o wyjeździe do tego kraju. Cóż, mamy powód by wrócić do Bukaresztu.
Pola Elizejskie według Ceaușescu
Na wschód od Pałacu Parlamentu wiedzie Bulwar Unirii. W zamyśle rumuńskiego dyktatora ulica ta miała dorównać paryskim Polom Elizejskim. Ciągnąca się przez 3 km ulica przecina Plac Unii, który powstał po wyburzeniu całkiem dużej części starówki. Nas miejsce to urzekło szczególnie ze względu na ogromną fontannę, której centralny punkt pełni rolę swego rodzaju ronda, a mniejsze zbiorniki umiejscowione na chodnikach tworzą azyl dla przechodniów. Choć bliskość dużej (bądź co bądź należącej do europejskiej trasy E81) drogi może przeszkadzać, to mimo wszystko szum wody potrafi zagłuszyć ryk silników.
Co ciekawe, fontanna została umieszczona na liczącej 269 km rzece Dymbowica, której koryto w centralnej części miasta – właśnie na Placu Unii zostało szczelnie obudowane betonem. Wody rzeki prócz tego, że wystrzeliwują w górę z ogromnej fontanny, można zobaczyć również idąc ulicą Splaiul Unirii. To stąd rozpościera się widok na monumentalny przeszklony budynek Biblioteki Narodowej oraz Ministerstwa Kultury.
Zajazd Manuka
Idąc natomiast w drugą stronę, w kierunku ulicy Halelor trafiliśmy na Hanul lui Manuc, czyli Zajazd Manuka. Obecnie mieści się w nim hotel i restauracja. Jednak w niegdysiejszych czasach pełnił rolę tureckiej przystani dla podróżnych. Ciekawostką jest, że to własnie tutaj w roku 1812 Rosja i Turcja podpisały traktat pokojowy po trwającej sześć lat wojnie. Porozumienie ustalało nowy porządek granic między imperiami, a także było zalążkiem dla zrywów niepodległościowych krajów bałkańskich. Traktat przyczynił się w pierwszej kolejności do zabezpieczenia autonomii Serbii po których niezależności zapragnęły inne kraje na półwyspie.
Cerkiew za cerkwią
Naprzeciw zajazdu mieści się dawna kaplica pałacowa, będąca jednocześnie najstarszą zachowaną cerkwią w Bukareszcie. Została ufundowana w połowie XVI w. przez Mircei Ciobanula.
Tuż obok świątyni znajdują się ruiny dawnej rezydencji książąt Wołoszczyzny. Pierwsza siedziba została wybudowana w XV w. przez Włada Palownika. Dziś miejsce to jest niedostępne dla turystów – od końca 2015 roku trwają tu prace konserwatorskie i jakoś nie zapowiada się, by szybko doszły do finału.
Kolejną cerkwią, którą postanowiliśmy odwiedzić, była ta mieszcząca się przy ulicy Stavropoleos i nosząca tą samą nazwę. Świątynia powstała w 1724 roku w stylu Brâncoveanu. Bogato zdobione wnętrze skryte w mroku i oparach kadzideł przeniosło nas na chwilę w zupełnie inne miejsce. Mieliśmy wrażenie, że wcale nie znajdujemy się w centrum ogromnego miasta, ale gdzieś indziej. Stavropoleos posiada również całkiem spory dziedziniec, obrośnięty różnymi rodzajami roślin. To zielone towarzystwo daje ukojenie nawet w tak upalne dni, w jakie przyszło nam zwiedzać Bukareszt.
Spacer ulicami miasta
Jednodniowy spacer po Bukareszcie postanowiliśmy odbyć nieśpiesznie, przechadzając się ulicami miasta, oglądając nie tylko te miejsca należące do kategorycznego must see, ale również te mijane gdy komuś śpieszy się do kolejnej atrakcji. Wiedzieliśmy, że dosyć okrojony czas jaki mieliśmy spędzić w Rumunii i tak uniemożliwi nam zobaczenie wszystkich atrakcji. Chcieliśmy poczuć klimat stolicy przynajmniej w ułamku, ale nie z językiem na brodzie. I tak trafiliśmy choćby pod gmach Pałacu CEC mieszczący się na Calea Victoriei. Gmach Kasy Oszczędnościowej został wzniesiony w latach 1896-1900. Jest to siedziba najstarszego banku w Rumunii. W 2009 roku w jego wnętrzach odbyły się uroczystości z okazji 60. urodzin księżnej Małgorzaty, obecnej głowy dynastii rumuńskiej, Strażniczki Korony.
Naprzeciwko Pałacu CEC znajduje się eklektyczny budynek Narodowego Muzeum Historii Rumunii. Ze względu na nieco zbyt późną porę, zdecydowaliśmy się nie wchodzić do wnętrza. Dawniej mieścił się tu urząd pocztowy – stąd nazwa – Palatu Poștelor – Pałac Poczty. Do najciekawszych eksponatów należy choćby wykonany z prawie 20 kg złota wizygocki skarb z Pietroasy oraz królewskie klejnoty. Od pewnego czasu działa tu także Muzeum Filatelistyczne.
Ciekawym punktem na mapie miasta jest Piața George Enescu. Mieści się tutaj Narodowe Muzeum Sztuki z cennymi dziełami Cranacha, Tintoretta, El Greca czy Rubensa. Tuż obok wznosi się Palatul Regal, czyli Pałac Królewski. Na tyłach pałacu znajduje się dawna siedziba Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Rumunii – dziś urzęduje tam senat.
W północno-wschodniej części placu stoi Rumuńskie Ateneum wzorowane na greckiej świątyni Ateny. Powstało w XIX w. i dzisiaj jest miejscem, gdzie odbywają się koncerty orkiestry symfonicznej. Traf chciał, że czasie gdy tam byliśmy dzieciaki ze szkół średnich miały tam coś na wzór studniówki. Warto było na chwilę zatrzymać się niedaleko, by spojrzeć na ich kreacje. W porównaniu z modą panującą w Polsce, ta rumuńska opiera się na ogromnej ilości zdobień i dodatków. Młode kobiety przystrojone były niczym gwiazdy filmowe na czerwonym dywanie.
Czy warto?
Decyzję czy warto przyjechać do Bukaresztu pozostawiamy Wam. Stolica Rumuni ma niewątpliwie swój urok, choć może zostać przysłonięty przez wszędobylskie oznaki megalomanii niegdysiejszych władz państwa i upał, który w betonowej dżungli bywa nie do zniesienia. Domyślamy się, że z tego krótkiego pobytu można było wycisnąć więcej, ale z drugiej strony gonitwa po mieście tylko po to by zobaczyć kilka budynków więcej nie jest w naszym stylu. Kto wie, może jeszcze raz odwiedzimy Rumunię i jej stolicę, tym razem na dłużej?
Tymczasem zapraszamy Was do obserwowania nas na Facebooku, Instagramie czy Twitterze. Nie zapomnijcie również o naszych kanałach na YouTube i CDA, gdzie oglądać możecie już krótki film z Bukaresztu.
Przypominamy, że możecie wspierać kolejne projekty związane z naszymi EkstraMisjami. Będziemy ogromnie wdzięczni za dołączenie do grupy Patronów za pośrednictwem Patronite. W głowach naszych pojawia się wciąż coś nowego, wartego wdrożenia w życie. Na drodze stoją nam jak zwykle tylko pieniądze. Dzięki z góry za wsparcie.